Kolejny dzien zaczelismy wczesnym popoludniem, dajac sobie czas na walke z jet-lagiem.Kolo 11 ruszylismy w miasto. Plan byl ambitny: ze dwa muzea - bo niedziela to dzien darmowego wejscia - i Matka Boska z Guadelupe. Zaczelismy od poszukiwania glownego placu miasta Meksyk - Zocalo - i pomylenia kierunkow, dzieki czemu przespacerowalismy sie wzdluz rozstawionych w kazdym mozliwym miejscu wzdluz ulic straganow.
Drobna przedsiebiorczosc narodu meksykanskiego jest godna podziwu! Na takich straganach mozna kupic wszystko od wszelkiego rodzaju zywnosci opartej o tortille i kukurydze, po swiecidelka, figurki Jezusa i swierszczyki dla doroslych. W Meksyku zauwazalna jest ten wysoka specjalizacja. Na stacjach metra spotkac mozna Seniorite sprzedajaca wylacznie baterie lub chipsy, a po wagonach kreca sie sprzedawcy oferujacy jedna plyte CD typu 'Skladanka najlepszych przebojow' (prezentujac ja na przenosnym odtwarzaczu i wielkim glosniku na plecach) i chlopak sprzedajacy skserowana kartke z tablicami matematycznymi (!) lub tabletki na gardlo.
Zapraszam na relacje z zupelnie innej strony http://hubertpelka.blogspot.com