Po zaledwie 16 godzinach podrozy (najpierw przeladowanym busem firmy San Juan - nie polecam - a nastepnie autokarem drugiej klasy) dotarlismy do Tulum w Meksyku. I trzeba stwierdzic, ze po skontrastowaniu go z Gwatemala, czy Belize, to panstwo wydaje sie naprawde bardzo cywilizowane, a juz na pewno bogatsze i bezpieczniejsze.
Odpuscilismy sobie Belize i przejezdzajac przez nie upewnilismy sie, ze byla to dobra decyzja. Mimo, ze kusily nas rajskie plaze na jednej z wysp przy Belize City, prognozy pogody byly nieublagane - Mostly cloudy and humid with rains... I rzeczywiscie, jak sie pozniej dowiedzielismy, mielismy szczescie, ze udalo nam sie w ogole przez to Panstwo przejechac. Glowna droga laczaca Gwatemale z Meksykiem, prowadzaca wlasnie przez Belize (transfer nie transfer, przejezdzajac trzeba zaplacic 15$ za wize) zostala otwarta 3 dni przed nasza podroza. Wczesniej byla nieprzejezdna - zalana przez rzeki, ktore wylaly z powodu ulewnych deszczy i huraganow, ktore przeszly przez Belize.
Skutki powodzi wciaz byly widoczne - domy i drogi pozalewane, powalone drzewa. Ale ludzie mimo wszystko wydawali sie byc szczesliwi, machajac do nas, kiedy ich mijalismy na drodze.
Ostatecznie na miejsce slodkiego nierobstwa wybralismy Tulum, na wybrzezu Majow na Yukatanie. Z tego co udalo nam sie dzisiaj ocenic, to byl dobry wybor. Slonce, lazurowa woda, palmy - to chyba calkiem przyzwoite warunki, zeby odrobine odpoczac.
Mieszkamy w domkach z bambusa, pokrytego strzecha, na samej plazy. Zobaczymy, czy nie zjedza nas w nocy komary, ktorych tez jest to podobno sporo. Nasze pogryzienia z Tulum wciaz sie mocno trzymaja, wiec moze nie byc miejsca na dodatkowe...