Po krotkiej podrozy samolotem z Mexico City do Tuxtla (wybor tego srodka transportu to byla bardzo dobra decyzja), wybralismy sie na zwiedzanie Canionu Sumidero.
Po krotkich targach z taksowkarzami (bezowocnych) zostalismy przewiezieni do portu w Chiapa de Corzo. Wynajmuje sie tam szybkie motorowki, ktore przewoza turystow droga wodna do Canionu.
Okazalo sie, ze taka wodna taksowka nie wyplynie, dopoki nie zbierze sie komplet - 12 osob. Nas jest tylko 6, a sezon turystyczny raczej nie osiaga aktualnie swojego szczytu (co akurat bardzo nam odpowiada), wiec nie bylismy zbyt przekonani, ze uda nam sie przeplynac.
Zeby nie zamartwiac sie za bardzo usiedlismy w knajpie obok, zeby sprobowac lokalnej kuchni (ryby, krewetki, zeberka no i oczywiscie tacos). Wzielismy talerz mix na 6, co okazalo sie niezbyt udanym wyborem - ciezko podzielic np. 1 niewielka rybke. Danie popijalismy swieym sokiem pitym prosto z kokosa. Jedzenie i pogoda sprawily, ze poczulismy sie rzeczywiscie wakacyjnie, a usmiech sam sie jakos trzymal na naszych twarzach...Tym bardziej nie mogl zniknac, kiedy wreszcie zebral sie komplet pasazerow na nasza lodke i poczulismy wiatr we wlosach (niektorzy nawet bardzo). Canion okazal sie malowniczym miejscem, a odpoczywajace na brzegu krokodyle i pelikany na drzewach nadawaly mu tropikalnego charakteru. Tylko pogoda nam troche splatala figla, przez co zmiana garderoby na krotkie spodenki okazala sie nie najlepszym pomyslem.
Zdjecia pozniej.
Jak zwykle dodatkowa relacja (pisana odrobine bardziej na biezaco na sprzecie mobilnym) u Huberta na http://hubertpelka.blogspot.com