13:00
Siedzimy w samolocie. Dzisiejsze przedpołudnie sympatycznie spędziliśmy na holenderskim lotnisku Schipol, popijając koktajle owocowe i prowadzac luzne dyskusje.
Wylot za kilkanascie minut. Od Mexico City dzieli nas jedyne 9216 km i 10,5 godziny.
Siedzimy na szarym koncu naszego Boeinga 747. Mary przypadlo miejsce w rzedzie za wszystkimi.Nie wiem czym zasluzyla sobie na ta osla lawke, ale widocznie byly jakies powody :-). Ostatecznie udalo sie wynegocjowac wymiane z sasiednim wspolpasazerem - w zasadzie bez zbednych oporow. Ale dziwi taki przydzial miejsc -na koncu i oddzielnie- szczegolnie, ze rezerwacje robilismy kilka miesiecy temu...
Szum samolotu sprawia, ze predzej czy pozniej Morfeusz na pewno skusi nas na wizyte w swojej krainie.
13:30
Strasznie tutaj duszno.Pilot informuje nas o opoznieniu z powodu blizej nieokreslonej awarii technicznej.
14:30
Zasnelismy.Obudzil na pilot komunikatem o koniecznej wizycie technikow na pokladzie samolotu. Przejechalismy do takiego lotniskowego pit-stopu.
Tylko wizyta w nim trwala dluzej niz na torze Formuly 1. Smutni panowie w odblaskowych kamizelkach weszli na skrzydlo i zaczeli cos grzebac, a pilot w miedzyczasie poinformowal nas, ze to awaria systemu wentylacji. Faktycznie zrobilo sie na tyle duszno - byc moze takze z emocji i faktu, ze ludzie podniesli sie z foteli - ze zarzadzona otwarcie drzwi samolotu. Nic tylko cieszyc sie, ze stalo sie to na lotnisku a nie w powietrzu...
19:00
Po dwoch godzinach naprawy stwierdzono, ze samolot wciaz nie jest sprawny. Zostalismy poproszeni o opuszczenie pokladu i zabranie bagazu podrecznego.
Na lotnisku zostalismy poinformowani, ze polecimy innym samolotem o 18. Jako rekompensate przydzielono nam voucher na posilek i 5E na ewentualny pilny telefon z informacja o opoznieniu.
Typowo holenderski lunch spozylismy w McDonald's na lotnisku. Tylko tam moglismy zjesc co w tak krotkim czasie jaki nam zostal. I trzeba przyznac, ze za 10E/osobe w restauracji Ronalda McDonalda mozna zjesc naprawde wystawny obiad! Ledwo podnieslismy sie od stolu - a musielismy to zrobic dosyc sprawnie - nie mielsmy niestety czasu na dopieszczenie naszych kubkow smakowych wyrafinowanym smakiem frytek z majonezem z koprem.
Kolejny boarding przebiegl dosyc sprawnie. Przydzielono nam nowy samolot, miejmy nadzieje, ze w pelni sprawny (juz wiem, ze nie w pelni- nie dzialaja mi sluchawki, a to powazny feler). I na poklad wjechal obiad...Zjedlismy go raczej z obowiazku, natomiast dodatki plynne, procentowe, przyjelismy z malujaca sie na naszych twarzach rozkosza. Szczegolnie, ze na wysokosci 1 km i przy naszym zmeczeniu ich dzialanie jest przyjemnie szybko odczuwalne.