Po prawie 9 godzinnej podrozy mikrobusem z Panajachel wreszcie dotarlismy do Rio Dulce. Podroz odbyla sie bez wiekszych przygod, a strasznie mily kierowca poopowiadal nam o Gwatemali. Plyniemy wlasnie motorowka przez dzungle rzeka szerokosci zalewu wislanego. Naszym celem jest Livingstone - stolica reggae i taniego rumu. Niestety pedzimy srodkiem, wiec ciezko obserwowac okoliczna przyrode, przez co podroz jest odrobine nudnawa. Na szczescie na jutro mamy zaplanowana droge powrotna z przystankami w miejscach, ktore trzeba zobaczyc m.in. gorace zrodla i polowanie na nenufary.
Na noc zatrzymalismy sie w Casa de la Iguana - klimatycznym hostelu w stylu reggae prowadzonym przez 2 amerykanki, kanadyjczyka i angola - bylego striptizera z Londynu. Udalo im sie stworzyc naprawde domowa atmosfere - zaraz po przybyciu glownodowodzacy anglik zaprosil nas do stolu, gdzie troche opowiedzial o Casa de la Iguana i samym Livingstone, udzielajac kilku rad, gdzie pojsc i co zobaczyc.
Wieczorem wybralismy sie we czworke na uczte z krewetek. Krewetki na masle z czosnkiem okazaly sie przepyszne. Ja zaryzykowalem zupe Tapago - zrobiona z mleka kokosowego i bananow (a w zasadzie troche innej ich odmiany - platanos) z ugotowanymi w niej krewetkami, kalmarami, osmiorniczkami, malzami i ryba. Dodatkowo zupa suto przyprawiona byla kolendra, na ktora po zatruciu u Zenona z zeszlego tygodnia reaguje dosyc alergicznie. Ale ogolnie samo danie bardzo na plus. Michal z Ania zostali w domu, gdzie ta ostatnia walczyla z powaznym zatruciem. Po kolacji grono chorujacych rozszerzyl tez Michal, Hubert i ja, co logistycznie utrudnilo zadanie, bo w okolicy byly tylko dwie toalety.
Casa de la Iguana wydala nam sie dosyc cywilizowana, w przeciwienstwie do innych miejsc w Gwatemali mimo, ze noc spedzilismy w 6 osobowym bungalowie, zbudowanym z bambusa i pokrytym strzecha z lisci palmy. Koszt noclegu to 35 quetzali za osobe, co jest bardzo przyzwoita cena.
Uwaga ogolna- Livingstone to miasteczko zamieszkane przez indian, czarnych, hindusow i ... chinczykow. Ogolnie po tej krotkiej wizycie stwierdzam, ze panuje tu przygnebiajaca bieda. Jednym z powodow jest podobno przejscie huraganu kilka lat temu. Dokonal znacznych zniszczen, co widoczne jest golym okiem. Stolice reggae wyobrazalem sobie odrobine inaczej...